Media - artykuły, wywiady, recenzje
1.03.2006
Trzeba i warto marzyć - Gazeta Radomszczańska 31.12.1998
Trzeba i warto marzyć Ostatnio czuję się coraz częściej jak strażnik Świętego Ogrodu stojący na granicy czasów: tego, który swoją pozorna oczywistością niczego nie wyjaśnia i tego, który brakiem jakiejkolwiek oczywistości próbuje wyjaśnić wszystko. Kiedy pytacie czego strzegę, odpowiadam strzegę nas przed nami samymi - tak rozpoczął swój koncert 13 grudnia 1998r. w radomszczańskim MDK Leszek Wójtowicz. A oto, co powiedział po koncercie specjalnie dla Gazety Radomszczańskiej ten znany artysta "Piwnicy pod Baranami". - Mówi się, że jest Pan jednym ze współczesnych polskich bardów. Jak stał się Pan poetą - pieśniarzem? - Najpierw to była artystyczna przygoda. Na studiach śpiewałem poezję Trzebińskiego, Jasieńskiego, Assiejewa, Baczyńskiego i Bursy. Miałem nawet zespół: dwie gitary i fagot. Śpiewaliśmy m.in. na Olsztyńskich Spotkaniach Zamkowych. W połowie studiów około 1975 roku, dzięki protekcji śp. Prof. Franciszka Studnickiego, wielkiego znawcy prawa cywilnego i informatyka, zacząłem nieśmiało śpiewać w "Piwnicy pod Baranami". A po jakimś czasie Piotr Skrzynecki raczył mnie zapowiedzieć zapowiedzieć z imienia i nazwiska. Skończyłem prawo i naturalnie służyłem w wojsku. Dostałem też obowiązujący wtedy nakaz pracy. Zajmowałem się ubezpieczeniami w "Warcie". Równocześnie śpiewałem. W końcu postanowiłem zabrać się za radcostwo. W "Piwnicy" odbył się nawet pożegnalny wieczór tej okazji. Ale ktoś wpadł na pomysł, żebym zaśpiewał wiersze wspomnianych poetów na Olimpiadzie w Moskwie. Pojechałem. Stanąłem na Placu Czerwonym w kolejce do Mauzoleum Lenina. I wtedy patrząc na mury Kremla uświadomiłem sobie, że zamknięta w nich jest historia minionych wieków tyranii. - Czym są dla Pana pieśni i piosenki, które Pan śpiewa - wyrazem patriotyzmu, cichą nutą pełna nadziei na zmianę, swoistym hymnem? - Przede wszystkim są próbą diagnozy, opisu świata, w którym przyszło nam żyć. Genialny poeta pan Zbigniew Herbert powiedział kiedyś, ze obowiązkiem poety jest pisać prawdę. A skoro jak mawiał Piotr Skrzynecki, czas był okrutny i zły, starałem się taką prawdę pisać. Moje piosenki to także próba przewidywania tego, co się stanie. Podobno średniowieczni bardowie potrafili w swojej poezji przewidzieć to, co nadejdzie. Dlatego mówię przyjaciołom:"Czytajcie wiersze, słuchajcie pieśni"... - Zapytam, więc Pana słowami Pańskiej piosenki: "Jaki jesteś naprawdę mój kraju"? - Jestem przekonany, ze do końca życia będę o to pytał. Ale jest to kraj na tyle fascynujący, że nie wyobrażam sobie, żebym mógł mieszkać gdzie indziej. A na dodatek mieszkam w Krakowie, a to najpiękniejsze miasto świata... - Wróćmy do śpiewania. Które z pieśni i piosenek są Panu szczególnie bliskie? - Na pewno piosenki o Piotrze Skrzyneckim: "Blagier", "Jezioro rtęci" i "Wiersz napisany zbyt późno". Za najważniejszą uważam "Moją litanię",, szczególnie kocham piosenkę "O świetlistych oczach żony". Ważne są "Piękny toast" i "Jaki jesteś mój kraju" - to ostanie teksty napisane za życia Piotra. Właściwie z każdą piosenką wiążą się jakieś doświadczenia, przeżycia. Na przykład "Moja litania" to już w tej chwili jakiś fragment historii Polski. - Mówi Pan często o Piotrze Skrzyneckim. Jak go Pan wspomina? - To trudne pytanie. Kiedyś w czasie "Godziny szczerości" powiedziałem o Piotrze, że to jedna z najwybitniejszych osobowości XX wieku. Był niezastąpionym przyjacielem, niezastąpionym człowiekiem. Znał świetnie Montaigne'a i Prousta. Bywał cudownie złośliwy. Uwielbiał plotkować i snuć niebywałe intrygi. Równocześnie był to ktoś, kto uczył nas wrażliwości. Był naszym wielkim przewodnikiem. Piotr (podobnie jak Janina Garycka - nasz dobry duch) sprawiał, że Kabaret po prostu lśnił. Po jego śmierci, żegnając go w "Dzienniku Piwnicy pod Baranami" - publikowanym w "Dzienniku Polskim", napisałem: Mistrzu i Panie, Piotr pomagał nam być ludźmi wolnymi. Odkrywał zadziwiające swiaty, których istnienia nawet nie przeczuwaliśmy. Uczył, że trzeba i warto marzyć. To polecam wszystkim, bo świat jest wtedy wielokrotnie piękniejszy. - W pewnym sensie drugim domem i lirycznym "poligonem doświadczalnym". Jeśli skończę coś pisać w piątek, w sobotę mogę zagrać w "Piwnicy". - Święta spędzam z rodziną. Od 18 lat, zawsze przed świętami Bożego Narodzenia, jestem zawsze w "Piwnicy" na czas naszego wspólnego opłatka. Przybywają tam ludzie z całego świata. Płoną świece, jest pięknie przygotowany stół i wspaniałe dekoracje ( przez wiele lat przygotowywała je Janina Garycka). Spotykamy się razem w tej świątecznej scenerii. Jest ciepło i rodzinnie. Śpiewamy kolędy i życzymy sobie, byśmy się za rok spotkali. I spełnia się wtedy to, co śpiewamy w "Dezyderacie": "Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat". - Jakie są Pana plany na najbliższą przyszłość? - Koncerty, recitale, występy w Piwnicy. Mam tez nadzieję (tu nie chcę nic zapeszyć), że w najbliższym czasie nagram płytę. Chcę napisać parę piosenek. A zawsze jest tak, ze po napisaniu kolejnej chce się pisać następną, tę wymarzoną.... W dodatku surowy krytyk w osobie mojej żony pilnuje, żebym nie wpadł w zbytni zachwyt nad tym, co piszę. - Życzę spełnienia marzeń i planów nie tylko artystycznych. Dziękuję za rozmowę. 13 grudnia, tuż po recitalu w radomszczańskim MDK Autor: Iwona StępieńŹródło: Gazeta Radomszczańska |