Media - artykuły, wywiady, recenzje19.04.2006
Poezja i muzyka w ogrodzie - portal Sieć M
„Pamiętajcie o ogrodach,
Przecież stamtąd przyszliście(…)
Czy tak trudno być poetą
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
Żaden schron, żaden beton…”
(Jonasz Kofta)
Gdzież indziej najlepiej widać nieśmiałą jeszcze wiosnę, jak nie w ogrodzie…?! Krakowski teatru „Stygmator” udowodnił, że wiosna najwcześniej budzi się w … piwnicach! I w owych piwnicach krakowskiego ogrodu botanicznego, 8 kwietnia odbył się program artystyczno-literacki „Poezja i Muzyka w Ogrodzie”. Swoje wiersze prezentowali artyści Stowarzyszenia Pisarzy Polski oraz członkowie Klubu Artystyczno-literackiego Teatru Stygmator. Reżyserii i prowadzenia podjęła się pani Violetta Zygmunt - jak podaje „Gość Niedzielny” – dobry duch tych spotkań. Motywami przewodnimi wieczoru, były wiosna i miłość. To o nich śpiewano i recytowano jako o natchnieniu i inspiracji.
Na początku był… półmrok. W ciepłym świetle świec zabrzmiał mocny, męski głos. To Jakub Kosiniak zaczął wieczór od interpretacji wierszy Jerzego S. Fronczka. Słowami poematu „Pochwała ogrodu” wprowadził publiczność radosny nastrój wiosny. Na sali panowała cisza. Nie słuchać było nic, prócz kolejnych wersów i strof, recytowanych niskim, ale ciepłym głosem.
Nie wiadomo, w którym momencie, na scenie pojawiła się Marzena Dąbrowa-Szadko. Z ciepłej i łagodnej wiosny przeszła do miłości. Jej wieszcze mówiły o
„… miłości bezdomnej…”, tej, która „…nie spocznie nim duszy nie dotknie..”
Słuchając tych słów, nasuwają się refleksje nad elementarnymi wartościami, o których tak łatwo zapomnieć w codziennym życiu. Czy oby na pewno zawsze jest miejsce na miłość? Ale na tą „prawdziwą” miłość? Poetka mówi, że jeszcze nie jest za późno, wszystko można naprawić. Trzeba tylko dokładnie się rozejrzeć, i mieć nadzieję, bo przecież:
„ gwiazdy rosną na drzewach, i można je zrywać”
Chwilę zadumy przerwał piękny, kobiecy głos dochodzący z głębi sali. Na schodach ukazała się postać w ciemnym stroju. Jolanta Łada. Wyśpiewała ona „Wiosenną pieśń o radości” Jerzego S. Fronczka.
„…zakładamy maskę z dźwięków miłości,
topiąc w źrenicy oka listopad.”
Owym „listopadem” nie jest miesiąc, nie jesień, ale to, co poeta widzi wokół siebie. „Ludzki listopad” to stan znieczulicy i tylko prawdziwa miłość może roztopić obojętność.
W odpowiedzi Grażyna Dobreńko opowiada o krainie, w której nigdy nie nadchodzi „listopad”. Mówi o swoim dzieciństwie, dorastaniu, o tym, że życie nie było i nie jest złe. Mówi o wiośnie swojego życia.
„To przecież tutaj popełniłam młodość…”
W powietrzu czuć prawdziwą wiosnę. Artyści przewijają się przez scenę czarując publiczność coraz to nowym poematem. A wraz z wierszami Anny Wojnarskiej – Marskiej nadszedł zenit wiosny. Radość, miłość, świeżość, czyli to, co w wiośnie najpiękniejsze. Jej wiersze przeniosły publiczność ze stanu słodkiej zadumy w radosny klimat wiosny.
W taki oto sposób piwnice ogrodu botanicznego zakwitły najpiękniejszymi wierszami. Finalnym punktem spotkania był występ barta piwnicznego Leszka Wójtowicza. Muzyk i poeta w jednej osobie.
Pojawił się przed publicznością ze swoją gitarą. I… zaczął grać, ściślej mówiąc modlił się słowami jednej ze swoich piosenek - „Modlitwa na trudne czasy”
„Gdy ostatnia z dobrych gwiazd
Spłonie na popiół
Kiedy braknie sił by wstać
I walczyć w mroku
Wtedy nie każ Panie nam
Do zamkniętych stukać bram
Daj odpocząć i dłoniom i oczom (…)”
Publiczność zamarła… Słychać było jedynie rytmiczne dźwięki gitary i słowa poety. A ten nie przestawał się modlić. Śpiewał o świętej ciszy, prosił o aniołów o odwagę by pokonać owy głupi karnawał.
„Gdy najświętszą z wszystkich cisz
Zabije wrzawa
Kiedy pożre wszystko zły
Głupi karnawał
Wtedy pozwól aby gniew
Eksplodował wielkim nie
Wszystkim durniom od lewa do prawa(…)”
Na koniec prosi o nadzieję o wytrwałość, o to żebyśmy nigdy już nie był zniewoleni. I prosi o znak, o tą małą tęczę, która nie pozwoli do końca zapomnieć…
„Gdy kolejna z dziwnych prawd
Zabrzmi jak dyktat
Kiedy zacznie milknąć w nas
Czuła modlitwa
Wtedy zechciej sprawić cud
By się pojawiła znów
Mała tęcza co była i znikła”
Portalowi „Sieć M” oraz jego czytelnikom, Leszek Wójtowicz życzy by byli jak trawa z jego kolejnej piosenki. Śpiewa o konsekwencji, silnej woli tym, że warto być nie ugiętym w dobrych postanowieniach. Łatwo jest dziś utracić sens pielęgnowania elementarnych wartości. Ale jak tytułowa roślina, w „Opowiadaniu o trawie” nie należy się poddawać. Apeluje o chart ducha, o nieugiętość, o zasadniczość. Nie mówi o pustej upartej woli, wtedy te wartości przeradzają się w egoizm, ale prosi o nie zrażanie się niepowodzeniami. Wszystko w życiu można naprawić, wszystko może się odrodzić, jak owa trawa.
„Dookoła prześmiewców zaślinionych tłum
Którzy wiersze nicują jak szmaty
I rzecz jasna fachowcy od czystości dusz
Szukający w piosenkach rozpaczy
Kiedy widmo zwątpienia zacznie nękać was
Gdy się skończy z sumieniem zabawa
Wtedy właśnie spróbujcie chociaż jeden raz
Być tak mocni - tak mocni jak trawa”
Po tym utworze artysta opuścił scenę, ale tylko na moment. Wrócił na bis wywołany brawami publiczności. Zakończył występ jakże wymowną piosenką pt.: ”Pytania o zmierzchu” Wychodząc z Sali zaśpiewał, a raczej zapytał:
„Gdy znika świata kawałek
Wtedy coś z duszy ucieka
Po co go Panie zabrałeś
Nie mogłeś trochę poczekać”
I tak zakończył się wiosenny wieczór. Przed publicznością pojawiła się Violetta Zygmunt i dziękując za spotkanie zaprosiła na następne. Zgaszono świece, sala opustoszała… Ale wbrew pozorom to nie koniec. Już niebawem Teatr Stygmator zaskoczy nas nową porcją kolorów w szarej codzienności.
Autor: Kasia Kubiak