WIEŻA PARADOKSÓW Polityka straszy A reklama nęci Ostry bieg do kasy Aż się w głowach kręci Błyskają oczęta Jak kropelki rtęci Knajpa czy też cmentarz Wszyscy wniebowzięci Rzeźbiarz cwaniaczyna Do sukcesu zmierza Mógł rzeźbić Lenina Może i papieża Rośnie wesolutko Paradoksów wieża Diabeł stroszy futro Anioł nie dowierza Chłop trzeźwy inaczej Na rowerze śmiga W nocnej ciszy płacze Kosooka strzyga Już się po wsiach zbiera Demonstracja–gigant Koza dla premiera Dla prymasa – figa Nawrócony ubek Broni świętych znaków Oto mamy chlubę Tysięcy rodaków To nie żaden wygłup Ani sen wariatów Będą szukać Żydów Wśród episkopatu Czerwony brukowiec Pluje gdzie popadnie Trzeba chronić głowę Bo a nuż dopadnie Naród do rynsztoka Garnie się przykładnie Raz w tygodniu pokaz Co nowego na dnie Swojski troglodyta Bredzi do kamery Nie dostrzega pytań Ale bywa szczery Grozi że na wszystkich Znajdą się papiery Nie pierwszy to mistyk Spod znaku afery Nawiedzony gówniarz Poprawia historię Chciałby już się ubrać W sławę oraz glorię Warto zapamiętać Kto wpada w euforię Gdy się taki pęta Głosząc swe teorie Chudy inteligent Zerka dookoła Chciałby na Florydę Albo na Samoa Raz pójdzie do pubu A raz do kościoła Jak trafi na tabu To się nie odwoła Srogi pan minister Każe łapać koty Pragniesz zostać hyclem Bierz się do roboty Szczury robią salta I inne przewroty Taka ich egzalta – cja wobec głupoty Głupoto Głupoto Coś ty za panienka Że wszelkim miernotom Wydajesz się piękna Że co dzień z ochotą Noszą cię na rękach Głupoto Głupoto Coś ty za panienka lato 99 r.