Mówią do mnie – błagamy Cię Stwórco
Potem ciągną na swoje podwórko
Wśród ofiarnych kamieni
Ciągle nienasyceni
Nie potrafią i nie chcą się zmienić
Dosyć mam zgiełku guseł i wierzeń
Zwłaszcza kiedy mnie wielbią nieszczerze
Bo miłości i zbrodnie
Choć to brzmi niewygodnie
Są do siebie podobne jak ognie
Obrzydzeniem przejmują mnie wojny
Które toczy ten lud niespokojny
Kiedy pachnie konfliktem
Wtedy licząc na sitwę
Każdy sięga po swoją modlitwę
Złe potęgi nie wiedzą co nuda
Zatem znaki objawiam i cuda
Ja – konstruktor galaktyk
Teoretyk i praktyk
Stapiam w jedno domysły i fakty
Dziwię się swoim własnym pomysłom
Stary podział na przeszłość i przyszłość
Choć ma wiele z horroru
Lecz pod słowem honoru
Jest przejawem poczucia humoru
Wszystko wiem – bo tak chcę i tak muszę
Ten paradoks nie szczędzi mi wzruszeń
Chociaż wiedza totalna
W swej istocie genialna
Bywa czasem cokolwiek banalna
Mnożę byty i patrzę jak gasną
W mojej mocy jest ciemność i jasność
Tam gdzie prosta się zgina
A czas krążyć zaczyna
Swoje wizje jak tęcze rozpinam
Moje tęcze ja dla Was rozpinam
Moje tęcze ja dla Was…