Aniołowie na suficie
Zatrzymali się w zachwycie
Bowiem tak niesamowicie
Wzruszał ich Twój szept
Snułaś baśnie o sąsiadach
I o ptaku który gada
O tęczowych maskaradach
W naszyjniku z łez
Odwiedzali Cię królowie
Parę niebezpiecznych kobiet
Najprawdziwsza to opowieść
Że kardynał też
Nade wszystko był Kabaret
Tak w nagrodę i za karę
Za tę Twoją wielką wiarę
W cierpki sztuki grzech
Dziś uśmiechasz się do nas z tamtej strony lustra
A przed lustrem po Tobie taka wielka pustka
Nie pomaga lektura Montaigne’a i Prousta
Ani wódka co gorycz pozostawia w ustach
Malowałaś miniatury
Choć systemu duch ponury
Estetycznej cień tortury
Rzucał na Twój próg
W dekoracjach żyło światło
Więc zrozumieć było łatwo
Strzępy prawdy które diabłom
Każdy wyrwać mógł
Były kwiaty i herbata
Odkrywanie tego świata
Świata który dla nas splatał
Dobrotliwy Bóg
Były wiersze były pieśni
By złocistą chwilę prześnić
By w poziomce i w czereśni
Szukać lepszych dróg
Dziś uśmiechasz się do nas z tamtej strony lustra
A przed lustrem po Tobie taka wielka pustka
Nie pomaga lektura Montaigne’a i Prousta
Ani wódka co gorycz pozostawia w ustach