Aleśmy popili aleśmy popili
Porządziliśmy wspaniale porządzili
Poszły w diabły konwenansów śmieszne bzdurki
Bar nie po to by wystawiać w nim laurki
Opieprzyliśmy jednego co się stawiał
Dawno mu się należało – głąba kawał
Obgadaliśmy pół miasta i nie tylko
Nawet coś politycznego nam się wymkło
Koło jedenastej barek zamykali
Na następny dzień serdecznie zapraszali
Wtedy w nas się obudziła chytrość małpy
I poszliśmy do najbliższej nocnej knajpy
Tam z gadaniem były już kłopoty znaczne
A o pierwszej się zrobiło trochę strasznie
Bo kończyli już podawać i cholera
Kumpel chciał koniecznie dzwonić do premiera
Ja mu na to głosem mocnym jak dźwięk dzwonu
Jak to zrobisz gdy tu nie ma telefonu
On logiką moją mocno zaskoczony
Rzekł – niech śpi – a my idziemy do znajomych
U znajomych bankiecisko dogasało
Lecz nam było mimo wszystko ciągle mało
Zresztą mieliśmy ze sobą niezły zapas
Więc wyszedłem stamtąd na mięciutkich łapach
Jak do domu się dowlokłem – nie pamiętam
Droga była raczej śliska oraz kręta
Pan milicjant spojrzał na mnie jak na „glizdę”
Mam wrażenie że chciał zabrać mnie na izbę
Gdzieś w południe straszny kac złapał za głowę
Czułem się jak gdybym miał głowy połowę
Żona słodko zapytała o stan zdrówka
Bo ciekawa była jak zdrówko półgłówka
Aleśmy popili aleśmy popili
Porządziliśmy wspaniale porządzili
Jedno tylko myśl poraża moje serce
Co by było gdyby nie ten Alka-Seltzer